Pełno tu plakatu, książek i magazynów. Wszystko świetnie zaprojektowane i sympatycznie przedstawione. Trochę surrealnym jest widzieć te same plakaty, które jeszcze nie tak dawno widziałem na Supach w KRK, tak daleko od ich domu na ścianach galerii, jednak z pewnością na takie miejsce zasługują.
Chwilę później, zupełnie nie planowanie, na biletach, które ‘spadły z nieba’, lądujemy w teatrze na spektaklu śląskiej grupy tanecznej. Myślisz polska grupa taneczna = halki. Nic z tego. Taniec współczesny. Mocno postmodernistyczny.
Tutaj warto by było podkreślić, ze obydwa eventy miały promować polską kulturę. Polski design to coś czym należy się chwalić i pokazywać wszystkim, bo wiadomo wszem i wobec, że polski design wielkim jest. Natomiast byt drugiego eventu nie specjalnie potrafię zrozumieć. W ramach promowanie polskiej kultury powinno się do miejsc takich jak Chiny wysyłać Rubików [i najlepiej ich tutaj zostawiać], coś co przemawia do odbiorców tutejszych. Awangarda raczej się do tego nie nadaje. Nie wspominając o tym, że taki występ może być, tak jak w tym przypadku, po prostu zupełnie nie zrozumiała, niezależnie jak dobrze jest to zatańczone.
Następnie trafiliśmy do restauracji japońskiej z zupełnie niezrozumiałym menu chińsko/japońskim, po czym na uliczne Tsingdao, następnie super-uper-highlightowy Mint i undergroundowy Shelter. Się działo.
Od dziś tydzień wolnego. Dzień chłopaka nie ma z tym nic wspólnego, to że parędziesiąt lat temu ogłoszono powstanie Chińskiej republiki ludowej – jak najbardziej!