
Jedną z niewielu wartościowych rzeczy jakie udało mi się przyswoić podczas
zajęć w LO było to, iż jeśli nie masz zbytnio pomysłu jak rozpocząć przemowe,
prezentację tudzież inne badziewie zaczynasz od definicji książkowej. Kto wie, może nawet ta mniej bystra część widowni nie wpadnie na to, iż przepisałeś to żywcem i pomyśli, że tak pięknie tworzysz definiens. Stąd też i:
EKSYBICJONIZM - a ponieważ jestem leniwy i wiem, że nikt z was nie nalezy do grona nie rozumiejącego znaczenia tegoż słowa, na tym zakończę jakże sprytny początek mego wywodu.
Prowadzenie strony określanej "Blogiem" przynajmniej mej skromnej osobie kojarzy się zawsze z pewnym przejawem eksybicjonizmu. Powiedzmy sobie wprost: gros tego typu portali stworzonych jest przez dzieciaki w okresie kryzysu w stosunkach "ja-świat, świat-ja". Ot miejsce by wylać bez skrupułów to co siedzi w młodej duszy, ew. podzielić się [skąd inąd z regóły słabą- ale cóż ja mogę o tym wiedzieć?] poezją, fotografią [ ;) ]. Sam nie uważam by to to, na które obecnie tężycie wzrok było w skrajny sposób efektem mojej manii uzewnętrzniania się. Uznaję cały brukselkowy projekt raczej jako narzędzie utrzymywania kontaktu z "innymi światam" [raczej jednostronnego bo widocznie odechciało się wszytkim prócz Zamora komentować ;) ].
Ale wywód ten nie będzie skupiać się na moim ględzeniu o tym jak bardzo brukselka jest tym lub innym tworem. Nie zamierzam marnować ani waszego ani swego czasu na skąd inąd zupełnie nie obiektywne ocenianie samego siebie. Wracam zatem do tematu przewodniego, którego jescze w swej jakże nie sprytnej narracji jeszcze nie wyjawiłem.
Eksybicjonizm [zwróćcie uwagę na kolejny brak definiensa- sprytne, prawda? ;) ]. Skąd bierze się u nas potrzeba uzewnętrzniania się w taki sposób? Jestem zdania, iż wiąże się to przede wszystkim z zaszczepionym nam kulturowo indywidualizmem. Przynajmniej dla mnie tak jak było to powiedziane w "American Beauty" najgorszym przekleństwem, obelgą jaką może otrzymać ludzka istota to stwierdzenie wobec niej, iż jest ona banalna, szara. Podkreślenie kompletnego braku różnicy między zewnętrzną i wewnętrzną powłoką jestestwa jednostki i tłumu wyglądającego i zachowujacego się tak samo. Oczywiście mamy tendecję do podążania za zmiennymi strumykami trędów, które razem tworzą rzękę naszej kultury z wielu powodów, głównie szukając akceptacji i protekcji środowiska. Niemniej jednak każdy z nas czyni przynajmniej minimalne wysiłki w celu odróżnienia się od reszty tłumu, który go/ją otacza.
Ta właśnie tendencja jest jednym z naszych największych atutów kulturowych a jednocześnie naszą naszą Ahillesowską piętą. [tu następuje zgrzyt winyla i muzyka kolejny już raz zmienia się na tą orientacjnie pod wpływami trędów Azjatyckich]
Azja. Tu tendencja jest odwrotna. Tu mamy do czynienia z społeczństwem [nie licząc może silnie jak na warunki Azjatyckie zeuropeizowanej Japonii] które zorientowane jest o wiele bardziej kolektywnie. I fakt ten właśnie daje motor napędowy do tak szybko przebiegających zmian w krajach rozwijających się tamtego regionu. Na wczorejszej konferencji, swoistym "think-tanku" organizowanym przez EPC i Asian center profesor Sun Xueong powiedział coś co pewnie w kręgu europejskim udeżyło, by mnie jako przejaw wyjątkowej ignorancji i kompletnego braku wyobraźni. Profesor ów podał, iż w.g. 11 planu pięcioletniego GDP ma spaść o 20% do 2010. Zapytany o konkretne przedsięwzięcia, które mają doprowadzić do tak drastycznego spadku gross domestic produktu odpowiedział z spokojem, iż nie ma jeszcze konkretów ale ważne jest, iż istnieje pewien pułap"który partia komunistyczna, w swym perspektywistycznym spojrzeniu wyznaczyła". Apstrachując od tego czy rzeczywiście dojdzie do spełnienia owych założeń, czy też jak to już praktycznie przyjeło się w Chinach dojdzie po prostu do sfałszowania danych pod koniec wykonywania "jedensatki' wypowiedź ta jak i samo stanowisko rządu w Beijing'u mówi nam coś niepokojącego. Historia tego narodu, gdy przyjżymy się jej dokładniej tylko potwierdza dość oczywisty wniosek. Siłą tego narodu, kręgu kulturowego jest brak wrodzonego i tak poularnego tutaj w Europie sceptycyzmu. Jest to ludzka masa, która oczywiście potrafi wyrazić swoje niezadowolenie, jest w stanie prowadzić w mniej lub bardziej udanym stopniu argumentację z władzą niemniej jednak jest o wiele bardziej podatka na modelowanie przez "górę" swych poglądów, działań i innych aspektów bytu. Skoro ten kolektyw był w stanie ponosić przez tyle lat katastroficzne konsekwencje złotych pomysłów Mao to czy jesteście w stanie wyobrazić sobie jak całość "ruszy" gdy zamiast pręgów pozostawionych na karku przez kij zacznie wreszcie nie tylko czuć ale i delektować się smakiem marchewki? W odróżnieniu od Europejczyków nie będą marnować tyle czasu na kłótnie między sobą. Nie, o nie. Cel jest jeden. Bardzo prosty- zapewnić sobie dobrobyt. I nie jest to dobrobyt "Ja" a dobrobyt w sensie "my".
Wniosek? Nasówa się sam i dość prosty w swej treści: I my możemy nauczyć się czegoś od Chin. Może nareszcie pora by spojrzeć wobec nas Europejczyków krytycznie, nie wytkając tempoty Amerykanom, i "szarości" Azjatom i zamiast walczyć o dobro indywidualne pomyśleć naprawdę poważnie o tym jak się zjednoczyć, gdy brzytwa powoli zbliża się do naszego wspólnego gardła. Razem przetrwamy. Sami, podzieleni jesteśmy tylko w stanie oddalać nieuchronne zmiany w żaden jednak sposób definitywnie się na nie nie przygotowywując.
Uf... Mam nadzieje, że nie za bardzo naględziłem. Nie mając czasu na korekte pozostawiam potwora waszej ocenie i wracam do roboty.
Pozdrawiam.
-M