


Kawiarenki internetowe są tutaj czynne do 13nastej w sobote.
W niedziele wogóle. Sprytni ci Belgowie, prawda?
Czując się po tym wyznaniu usprawiedliwionym z zapóźnienia (to znaczy, że nie "mam jeszcze w twarz", Przem ) wrzucam to co chciałem wrzucić w sobote i zajmę się po krótce opisem niedzieli:
>>A jednak… Jeśli wklejam te słowa, napisane dziś rano to znaczy, ze udało dorwać mi się gdzieś do neta. (you see how that went.. =_=)
Tym razem… nie mam nic specjalnie ciekawego do napisania prócz pewnego spostrzeżenia z dzisiaj rana. Avri Lovigne is huge In Belgium! Serio!! Wystarczy tylko, że zdejmę z uszu moje mp3 [tym razem słucham „Make Some Nosie- Save Darfur” -> polecam kawał dobrych kowerów i wspierasz… cośtam z Darfurem związanego (who cares?) ;) ] i z pewnością graniczącą z prawdopodobieństwem [pun intended] słyszę radosny śpiew !#@$?&!($%$@! Avri. By szybko się zrehabilitować: tak słuchałem jej kiedyś. Tak podobało mi się nawet. I nie zamierzam teraz wypierać się tego, że kiedyś słuchało się jej z przyjemnością [bunt wczesno licealny i takie tam]. Natomiast jej nowa płyta? Grrr… Ktoś u góry nie tylko Lovigne ale i całego padołu ludzkiego nie lubi. Jeźdźcy apokalipsy przeszliby na emeryturę, gdyby musieli tego tak często jak ja słuchać… Dobra. Koniec mękolenia. Zarzucam wolny od Avri mp3 [track z Make some nosie z jej udziałem- wykasowany] i lecę gdzieśtam…
p.s.
w zdjęciach: ja przed budynkiem Spinelli EU, moje garażowe lokum pośród zieleni i… czy wspominałem już o Dour Festival? ;)
From the land down dunder(wiem literówka -word autozmienił- tak mi się spodobało, że zostawiam )
-M <<
Sobota: zwiedzanie Brusselsa z piwem przez jakieś 66% czasu, z przystankiem na pyszne Brukselskie frytki [jeśli kiedyś będziecie- koniecznie spróbujcie, jakieś 25 sosów do wyboru a fryty prawdziwe, z ziemniaków a nie worka z mrożonkami ;) ]
Niedziela: wyprzedaży start.
1)wchodzisz do sklepu i czujesz odrażenie chaosem, który weń panuje. pełno ludzi, ciuchy leża wszędzie.
2)uczucie to mija gdy znajdujesz coś co ci się podoba(albo wychodzisz gdy ktoś 10 raz cię potrąca biegnąc w kierunku wymarzonego "tego").
3)patrzysz na cenę i albo wracasz do 1) albo przechodzisz do 4)
4)"hmmm... ale spoko cena! Idę przymierzyć"
5)ey! to naprawdę fajna marynarka/koszulka/spodnie/krawat
6)[przed kasami] cholera... tak wogóle to po jaką cholere mi to to?
7)wychodzę z sklepu
8)wchodzisz do nastepnego -> powtórz od 1) do 7)
i tak człowiekowi uciekają 3 godziny.
Jedyna rzecz jaką kupiłem na wyprzedarzach to wyjątkowo chemicznie wyglądające [czyli duże, błyszczące i wogóle cacy] maliny. I były naprawdę niezłe. ;)
Potem spotkałem Toma z jego Piękną. Longbowman jest tu tak samo cholernie drogi jak w Polsce.
Back home koncert urodzinowy diany i próżne czekanie podczas jego na ew. występ U2 [natasha bedingfield lives on!].
I to chyba tyle.
Nacieszta się zdjęciami a ja biorę się za jakieś konstruktywne działanie.
Pozdra
-M

