Przez ostatnie parę dni, powoli, ospale zaczynam sobie zdawać sprawę z tego jak działa nuklearna paranoja. Co prawda jestem na świecie na tyle długo, by móc pochwalić się faktem, że jako dzieciak mogłem się wygrzewać w słońcu sponsorowanym przez naszych towarzyszy z Czarnobylu, jednak ten punkt obserwacji odległy jest o ponad dwie dekady, od tego bardziej przerażającego. Ja żyję z tym faktem, zaakceptowałem go wcześnie wrzucając do folderu „ciekawe fakty”. Ale jak musieli się wtedy czuć nasi rodzice? Nie było Internetu. Nie było żadnych wieści. Czy mój szkrab będzie teraz upośledzony do końca życia? Czy jego głowa wybuchnie za dwa tygodnie?
Teraz jest inaczej. Telewizja, Internet i radio zasypują nas informacjami ze wszelkich możliwych źródeł. Można podziwiać garnitur eksperta z dziedziny energii atomowej, posłuchać radiowego głosu profesora ekonomii, popatrzeć na świetne zdjęcia odważnych fotografów. Ale czy wiemy tak naprawdę więcej? Ludzie wykupili w Chinach sól z jodem. Soli w sklepach nie ma. Masek na twarz również brakuje. Oczywiście obydwa środki są zwyczajnie śmieszne i ktokolwiek logicznie myślący zda sobie sprawę, że ani jedzenie soli kilogramami, ani tym bardziej zakrywanie ust nie pomoże, jeśli wiatr radioaktywny tu dotrze. Jednak ludzie tacy jak Ty i Ja poszli do sklepów. Przygniecieni masą informacji, wymieniają się często sprzecznymi informacjami. Efekt jest taki sam jak 25 lat temu: panika.
Co ze mną? Siedzę częściej w domu, bo nie zaszkodzi. Mam też w zapasie jodynę. Też jestem częścią tej paranoi, ale i nie jestem przy tym obojętny. Polskie media nie zbombardowały mnie godzinnymi relacjami z odległego kraju, słyszałem za to opowieści o rodzinach i bliskich moich znajomych z kraju, który znajduje się bardzo blisko.
p.s.
Do tego mam kolejny fakt do wrzucenia do folderu „ciekawych faktów”. Znajdziesz go pod tytułem „najbardziej pechowy bilet lotniczy”. Bilet do Tokyo, który kupiłem 1,5 godziny przed trzęsieniem ziemi.
Zdjęcia:
1)nie wychodź z domu
2)niebieska linia