Sypiam w zatyczkach do uszu. W takich miejscach ‘publicznych’ jak kampus pojęcie ciszy nie istnieje. Czy to impreza koreańskich sąsiadów, krzyczący mieszkańcy lub przechodnie, czy też odgłosy z pobliskiego warsztatu rowerowo motorynkowego, bez zatyczek ani rusz.
Trochę byłem zatem zaskoczony faktem, że jakiś odgłos się przez wypróbowane już zatyczki wczoraj w nocy przedzierał. Rytmiczne uderzenia, jak ogromna ulewa. Wyglądam przez okno i zastaję rozwalony hydrant, z którego wylewa się litr za litrem. Nikt nic z tym nie robi, widowisko przewspaniałe.
Sytuacja ta wspaniale nadaje się na opisanie pewnego aspektu różnicy kulturowej między nami europejczykami, a chińczykami.
Chiński strażnik po tym jak go poinformowałem o tym, co się z hydrantem dzieje stwierdził ‘meibanfa’, dodając ‘jutro’. Już śpieszę z wytłumaczenie cóż owe meibanfa znaczy. Jest to wyraz używany nagminnie i oznacza mniej więcej ‘nic się z tym nie da zrobić’. Jak jest tak będzie, wyluzuj i zostaw to w spokoju, hakuna matata. Dla przypomnienia Chiny to ten ogromny kraj, w którego wielu zakamarkach brakuje wody, ten sam kraj, który wybudował największe na ziemi zapory na rzece Yangtze, między innymi po to by móc walczyć o ten surowiec. Woda lała się całą noc.
Europejski student zobaczył co się dzieje, uśmiechnął się krzyczące ‘awesome!’, zaalarmował znajomych, pośpieszył z nimi robić zdjęcia, po czym dopiero po 20 minutach poszedł komuś dać znać, że coś się tu jednak niedobrego dzieje.
Różnice kulturowe.
Photo:
Budynek po lewej, koło hydrantu to mój akademik. Mój pokój: okno za krzakiem, po lewej od okna z zapalonym światłem.