19 Shanghai Rolex Open _lub_o tym, jak prawie widzieliśmy Federera

IMG_5236 (Custom)
IMG_5248 (Custom)
IMG_5252 (Custom)

Nie tylko nie mieliśmy okazji zobaczyć jednej z najbardziej znanych rakiet świata: dzięki pogodzie zostaliśmy również pozbawieni wszelkich meczów. Otóż bilety, które wyczarował nasz znajomy umożliwiały nam jedynie zajęcie miejsc na terenie otwartych kortów, które w czasie deszczu służą do patrzenia na ich pustą przestrzeń i przeklinania pogody.

Niemniej jednak, przy okazji wycieczki nasunęły mi się dwa przemyślenia, którym teraz się podzielę.

Po pierwsze stadion, na którym organizowany jest turniej znajduje się na końcu linii nr. 1 metra i po przejechaniu kolejnych trzech przystanków linii 5, co w tłumaczeniu oznacza 45 minut jazdy i odległość, którą można by określić mianem „bardzo daleko”. To, co zastajemy na około jest zupełnie odmienne od krajobrazu centrum Szanghaju. Na około ciebie piętrzy się przeogromne siedlisko ludzkie, dom za domami, osiedle za osiedlami: istna noclegownia Szanghaju. Kilometr za kilometrem przestrzeń stanowiąca magazyn dla „surowca” napędzającego to monstrualnej wielkości miasto.

Po drugie, niestety takie wydarzenia pozostawiają pewien niesmak spodowany wszechobecny cwaniactwem, tak dobrze znanym naszym rodzicom z czasów PRL. Przed każdym większym eventem, ktoś sprzedaje bilety, proponuje przemycić cię do środka, chce kupić od ciebie zużyty bilet, czy też bóg wie jeszcze co. Daleko temu procederowi do „subtelności” naszych, polskich koników: pierwsza rzecz, jaka przydarza ci się po tym, jak wysiadasz z taksówki przed bramą stadionu to właśnie tabun ludzi próbujących zaoferować swą wątpliwego pochodzenia pomoc.